W sobotę urządziliśmy sobie małą wycieczkę po niezwykle ważną rzecz. Jeszcze przed narodzinami Lili szperaliśmy w internecie czytając opinie i zasady wyboru. Wybór nie jest jednak taki prosty i oczywisty...

Czy kiedykolwiek zastanawiałeś/zastanawiałaś się na ile cenisz życie i zdrowie swojego maleństwa? Jest dla Ciebie BEZCENNE prawda?
Dla mnie też. Dlaczego w takim razie skazujesz je na mniejsze szanse przeżycia kupując fotelik z biedronki? Bo ma fajny wzór popularnych postaci z bajek? Super! To zdradzę Ci sekret - dziecko opierając głowę i tak nie widzi co jest na nim narysowane, więc zainwestuj w porządny fotelik a z tą postacią z bajki kup mu matę na szybę - z całą pewnością bardziej się ucieszy. Uwierz mi na słowo.

W ubiegłą sobotę celem naszej wycieczki był sklep z fotelikami samochodowymi. Nie obyło się jednak bez małego przystanku w pysznej lodziarni ;)
Nie mieliśmy upatrzonej marki ani koloru fotelika. Wiedzieliśmy jedynie, że chcemy żeby fotelik był bezpieczny, dopasowany do naszego samochodu i dziecka oraz montowany tyłem do kierunku jazdy.

Tutaj Ci, którzy nie są na bieżąco pewnie się zdziwią dlaczego tyłem? Przecież Lila jest już duża. Nie mówcie, że nie wiecie! Przecież ostatnimi czasy w internecie aż grzmi od postów na ten temat dlaczego to bezpieczne. Jeśli nie wiecie, to zachęcam do odwiedzenia  bloga osiemgwiazdek i tam wszystko stanie się dla was jasne.

Jako pierwszy i jak się okazało ostatni, sklep doboru fotelika wybraliśmy świeżo otwarty sklep CENTRUM FOTELIKÓW w Katowicach. Uwierzcie, że post nie jest sponsorowany, bo kto chciałby sponsorować tak małego bloga skoro w internecie są miliardy częściej odwiedzanych i komentowanych. Wybraliśmy się tam, bo dzięki ich postom czułam, że im ufam, a bezpieczeństwo mojego dziecka jest dla mnie priorytetem.

Kiedy dojechaliśmy na miejsce - zastaliśmy malutki, schludny sklep z bardzo cierpliwym Panem w środku. Powiedzieliśmy bardzo krótko czego potrzebujemy: bezpiecznego fotelika dla tej małej damy. I wtedy zaczęły się jak dla nas - laików - trudne pytania. 
Niestety nie do końca wiedzieliśmy jak powinny brzmieć odpowiedzi, więc Pan cierpliwie nam wszystko opisywał i pokazywał różnice. Lilce bardzo przypadł do gustu, bo ciągle chciała się z nim dzielić swoim gryzakiem ;)

Pan sprzedawca każdy fotelik, który się nam spodobał przymierzał do naszego samochodu i sprawdzał, czy posiada odpowiedni kąt nachylenia. Nie bagatelizujcie kąta nachylenia. Nawet te kilka stopni jest ważne. Dzięki temu podróż waszego dziecka jest bezpieczniejsza. Z całą pewnością zauważyliście lecącą do przodu główkę waszej pociechy, kiedy przyśnie w foteliku. Taka pozycja głowy utrudnia oddychanie, obciąża kręgosłup i przede wszystkim nie jest bezpieczna w czasie wypadku. Ten kąt nachylenie ma m.in za zadanie zapobiegać tej lecącej główce.

Jak się okazało fotelik, który kiedyś bardzo nam się podobał i na niego stawialiśmy nasze głosy - NIE PASOWAŁ do naszego samochodu. Jego kąt nachylenia był zbyt mały. I tak moje marzenia o cudownym, czarnym Recaro ulotniły się. Do tej pory mi smutno, ale przecież nie o formę wizualną tutaj chodzi, a o bezpieczeństwo.

Po wyborze kilku sztuk zaczęliśmy przymierzać Lili - polecam wykonać taką czynność z waszymi maluszkami. Fotelik fotelikowi nie jest równy i czasami różnica w tym jak siedzi sobie nasza pociecha jest ogromna, a to przecież jej ma być tam wygodnie.
Po takiej przymiarce odpadło nam kolejnych kilka fotelików i zostały dwa. 
Pierwszy z funkcją marzeniem - obracaniem 360 stopni. Wyobraź sobie fotelik, który obracasz w stronę drzwi, wkładasz malucha i obracasz w stronę kanapy. Byłam zakochana. Wyobrażałam sobie już mój odpoczywający kręgosłup kiedy wkładam Lilkę po którymś z kolei przystanku w sklepie. Poza tym wizualnie był cudowny. Zgrabny, opływowy i Lila wyglądała w nim jak prezes Microsoftu.

Drugi bez tej cudownej funkcji obracania, ale dobrze wypadał w testach ADAC. Taki, który posiadał wszystko żeby uspokoić moją duszę gdy na myśl przychodziło mi słowo "bezpieczeństwo". Ten jednak nie był opływowy i nie ratował mojego kręgosłupa po setnym sklepie.

Zastanawialiśmy się kilkanaście minut - serio. Wybór nie był dla mnie oczywisty, bo wybierając ten drugi miałam przed oczami udeptaną kanapę kiedy Lila zacznie sama do niego wsiadać. Ba! Prawie zdecydowaliśmy się na ten pierwszy, ale moja kobieca dusza podpowiedziała mi żeby zapytać sprzedawcę co on by wybrał dla swojego dziecka, a on bez zastanowienia się powiedział, że ten drugi. Poczułam ulgę, bo to przecież było oczywiste, że po taki fotelik przyjechałam. I tak wyglądał nasz zakup.
Dzięki serdecznie OSIEMGWIAZDEK waszemu miłemu Panu z Katowic za tak fachową pomoc!

Teraz tak rzeczowo: Jesteś w trakcie wyboru fotelika dla waszej pociechy?
Pamiętaj:
- wybierz sklep w którym będziesz miał możliwość przymierzenia fotelika do swojego samochodu, bo jak widać na przykładzie mojego wymarzonego Recaro - nie wszystkie foteliki będą Ci odpowiadały,
- koniecznie posadź w nim swoją pociechę - zobaczysz, że nie we wszystkich będzie tak samo wygodnie siedziała,
- poczytaj dlaczego warto zainwestować w foteliki montowane tyłem do kierunku jazdy i zastanów się nad wyborem właśnie takiej opcji,
- jeśli czujesz, że sprzedawca nie do końca zna odpowiedzi na zadawane przez Ciebie pytania - zmień sklep! Przecież masz być pewien, że kupujesz to co dla was najlepsze,
- pytaj, pytaj i jeszcze raz pytaj. Sprzedawca jest od tego by Ci pomóc,
- pamiętaj o kącie nachylenia - to jest ważne przy dzieciakach w wieku mojej Lilki - starsze już samodzielnie siedzą, więc presja tego kąta nie jest już tak wielka,

My zdecydowaliśmy się na MAXI COSI 2wayPearl 9-18kg + Baza Isofix 2Wayfix.
Nie był to najdroższy fotelik, ale nam odpowiadał.

Jeśli twierdzisz, że cena jest za wysoka, to podziel ją na ilość lat przez które Twoja pociecha będzie używała fotelika. Dalej za wysoka? zastanów się czy planujesz kolejne dziecko, które będzie mogło go używać - jeśli tak to podziel wynik tego dzielenia znowu przez ilość lat przez którą Twoje kolejne dziecko będzie używało fotelika. Nie planujesz więcej dzieci? To po wyniku pierwszego dzielenia zastanów się ile rocznie wydajesz na bzdety. Nadal dużo? Przerzuć się na autobus.

Przecież bezpieczeństwo Twojego dziecka jest BEZCENNE.

Tak na koniec mała dawka humoru SKOPIOWANA z fanpage OSIEMGWIAZDEK na FB. Wpadajcie do nich, bo warto :)

"Każde poniższe pytanie oraz odpowiedź padły u nas w sklepie. Może niekoniecznie w jednej rozmowie, ale w całej karierze tak.
Klient: a po co właściwie jest fotel tyłem?
8*: żeby podczas wypadku pana dziecko przeżyło.

K: ale ja nie planuję wypadku.
8: zaskoczę pana: prawie nikt nie planuje.

K: koleżanka wozi przodem i mówi, że jest dobrze.
8: miałem kolegę, który używał heroiny i też mówił, że jest dobrze. Obecnie nie żyje.

K: ale ona mówi, że się przodem się sprawdził.
8: a ile wypadków przeżyły jej dzieci?

K: to dlaczego te przodem są w sprzedaży?
8: bo są ludzie, którzy chcą je kupować.

K: ale tych przodem jest więcej i to o czymś świadczy.
8: tak, o tym, że w szkole jest za dużo religii, a za mało fizyki.

K: moje dziecko nie jest niepełnosprawne żeby w takim fotelu jeździło.
8: taki fotel jest właśnie po to aby ten stan rzeczy pozostał niezmienny.

K: gdzie dziecko ma nogi?
8: cały czas przytwierdzone do miednicy.

K: a co dziecko zrobi z nogami?
8: prawdopodobnie to co będzie chciało.

K: a jak mu nogi nie urosną?
8: foteliki dziecięce nie wpływają w żaden sposób na działanie hormonu wzrostu u człowieka.

K: na pewno?
8: tak.

K: a będzie coś widziało?
8: jeśli nie założy pan dziecku czapki na oczy to tak.

K: nie będę widział dziecka.
8: proszę widzieć drogę.

K: tylko, że fotelik zajmie mi miejsce w aucie.
8: może pan go postawić w salonie, wtedy zajmie miejsce w domu.

K: ale ten montaż jest skomplikowany.
8: skomplikowana to jest operacja kręgosłupa. Po wypadku na przykład.

K: a czy dam sobie z nim radę?
8: 50 lat temu człowiek mając do dyspozycji kalkulator i dużo benzyny poleciał na Księżyc. I wrócił. Więc nie wydaje mi się, żeby dorosły człowiek w XXI wieku miał problem z przeciągnięciem trzech pasków przez kawałek plastiku.

K: drogie są te fotele.
8: i tak tańsze niż rehabilitacja.

K: ale wy je sprzedajecie bo na nich zarabiacie.

Wygodnie i bezpiecznie

by on 11:02
W sobotę urządziliśmy sobie małą wycieczkę po niezwykle ważną rzecz. Jeszcze przed narodzinami Lili szperaliśmy w internecie czytając op...

Nazywamy go różnie od cycusia po nynusia czy nupla. Jego kształt i barwę możemy wybrać indywidualnie wedle naszych upodobań. O kim mowa? Czy warto go mieć i podawać dziecku?
Tak mały, a budzi tyle kontrowersji.
SMOCZEK.
Ciągle budzi poruszenie w internetowym świcie mam. Dzięki niemu maleństwo szybciej się uspokaja i zdecydowanie łatwiej zasypia. Ten zły Pan może jednak powodować wady zgryzu i zaburzać odruch ssania. Czy warto się na niego decydować?

Według większości poradników nie powinniśmy podawać go dziecku w pierwszych tygodniach  życia, kiedy to dopiero uczy się ssania naszej piersi. Smoczek wymaga nieco innego ruchu warg i języka, więc powinniśmy dać maluszkowi czas najpierw na opanowanie sztuki jedzenia.
Jeśli już zdecydujemy się na podanie go, to podobno mamy wybierać tylko te momenty, kiedy  rzeczywiście jest nam niezbędny.

Nadużywane smoczków może w przyszłości skutkować wadą zgryzu i to właśnie najczęściej spotykany argument jego przeciwników. Która z nas chciałaby borykać się z koniecznością bolesnych wizyt u ortodonty. Przecież nie chcemy krzywdy własnego dziecka. Jest jednak zdecydowanie lepszy niż brzydki nawyk ssania kciuka.

Przeglądając strony internetowe znajdziemy więcej argumentów przeciw niż za. Daczego więc po niego sięgamy?

Znacie sytuację kiedy dzieciątko chce być cały dzień przy cycusiu i nie odpuszcza ani na moment? A może kojarzycie głośny płacz podczas usypiania w łóżeczku? Nie? To może wasza pociecha budziła się w nocy co chwilę i była niespokojna? Nadal nie? To super trafiliście. Jeśli jednak kojarzycie to na pewno wasze dzieci korzystały później ze smoczka. Ten pan ważny daje im poczucie bezpieczeństwa i chociaż odrobinę przypomina bliskość mamy. 

Popatrzmy prawdzie w oczy. Niektóre dzieciaczki jeszcze w szpitalu dają nam nieźle popalić. Ciągły płacz nowego obywatela i nasza bezradność zmuszają nasz mózg do szukania szybkich rozwiązań.  W pierwszych dniach dopiero się poznajemy i nie od razu wiemy jak pomóc naszej płaczącej małej istocie. Czy to wstyd, że sięgamy wtedy po smoczka? 

Osobiście uważam, że nie! Moja Lili jeszcze w czasie pobytu w szpitalu została "zatkana" smoczkiem. Nie czuję się przez to gorszą matką. Obecnie też używamy smoczka, ba! mamy ich cały arsenał ;) i nie czuję się z tym źle. Jestem pewna, że przyjdzie czas kiedy z pełną powagą rozstaniemy się z nim i wkroczymy w "dorosłość".
Bywają jednak dzieci, które same odrzucają smoczka i za nic w świecie nie chcą go ssać. I w tym momencie przypomina mi się opowieść mojej mamy jak to mój brat nie chciał smoczka, a ona na siłę mu go dawała, bo podobały jej się dzieci ze smoczkiem.

Jaka jest moja opinia? Jestem ani za ani przeciw.  Same wiemy najlepiej czego potrzebują nasze dzieci i czym nie zrobimy im krzywdy. Zdajmy się na nasz instynkt i potrzeby naszego maluszka. 

A jaka jest wasza opinia na ten temat? 
Całuję! 
Mama i Lili









Pan ważny

by on 17:09
Nazywamy go różnie od cycusia po nynusia czy nupla. Jego kształt i barwę możemy wybrać indywidualnie wedle naszych upodobań. O kim mowa...


Nie musisz być mamą żeby zrozumieć trud tego postu. Wystarczy, że jesteś kobietą. Nie chcę tutaj ubliżyć panom, ale myślę,  że ten problem dotyczy zdecydowanie większej ilości kobiet niż mężczyzn.

Historia zaczyna się standardowo. Jest sobie rodzinka... po jakimś czasie na świat przychodzi ich upragniony maluszek, który większość dnia przesypia. Z czasem dzieciątko robi się coraz bardziej aktywne, coraz więcej czasu zaczyna spędzać poza łóżeczkiem.. pełzać tu i tam.. i przychodzi ten magiczny dzień! Dzień pierwszego posiłku! Nastawiony aparat, miliony fotek, nagrany filmik, zachwyty rodziców i tak właśnie ta historia zaczyna się powoli marasić..
Dalej jest dużo uśmiechów, westchnień i zdjęć. Nadal jest kolorowo, a nawet jeszcze bardziej kolorowo niż było wcześniej, bo na ubrankach pojawiają się pierwsze trudniejsze do usunięcia plamy ;)

Która z nas chociaż raz nie próbowała doprać zabrudzonych ubrań? Jak nie masz dziecka, to z pewnością kiedyś umazałaś się jedzoną w ukryciu czekoladą, czy polałaś się czerwonym winem. Nie? to pewnie udało Ci się kupić piękną bluzkę na wyprzedaży, którą ktoś umazał podkładem podczas przymiarki ;) Nie wierzę, że nigdy nie spotkałaś się z plamami.

Jak dalej toczy się historia? idziemy do sklepu.. kupujemy odplamiacze.. wybieramy te przeznaczone do ubranek dla dzieci, bo przecież o takich tutaj piszę, i namaczamy, trzemy i czekamy na rezultaty... Nie zeszło, więc wyruszamy do sklepu po inne środki - tym razem silniejsze, które też nie zawsze dają radę.
I tak zataczamy błędne koło: ubieramy, karmimy, zapieramy, suszymy, ubieramy, karmimy, zapieramy... 
Nie martw się, przygoda z plamami tylko na początku jest straszna. Po jakimś czasie nabierzesz wprawy i doświadczenia. Dobierzesz własne metody i plamy nie będą Ci już straszne.

Moja przygoda wyglądała dokładnie tak samo.. Jeśli chodzi o plamy, to jeszcze jestem na etapie laika i ciągle się uczę. Nie mam do końca wypracowanej metody zwalczania ich, ale specjalnie dla was zebrałam kilka rad, które warto wypróbować, żeby ubranka nadal były ładne i służyły nam dłużej niż do pierwszego posiłku.

CO ROBIĆ
Poplamione ubranko najlepiej jest od razu zaprać. Zadbaj o to żeby woda nie była za gorąca, bo gorąca woda może niektóre plamy utrwalić i będzie nam ciężej je doprać.
Zacznij od zwykłego szarego mydła - wbrew pozorom świetnie sobie radzi ze świeżymi plamami. Po pierwszym zapraniu możesz natrzeć plamę mydełkiem ponownie i zostawić na pół godziny, a później ponownie przeprać ubranko.

Nie pomogło? Tutaj kilka innych domowych lub mniej domowych sposobów:
mydełko do odplamiania Dr Beckmann
odplamiacze typu: Vanish, OXY itp,
polanie plamy sokiem z cytryny - pozostawić na kilka minut i zaprać
polanie plamy octem - pozostawić na kilka minut i zaprać
nałożenie na plamę papki z sody - pozostawić na kilka minut, później zaprać

Niektóre plamy utleniają się i znikają na słoneczku, więc warto wykorzystać ten darmowy odplamiacz.
Jedna z koleżanek doradziła mi, żeby poplamione ubranko włożyć na 12h do pampersa pełnego sików naszego maluszka a po jego wyciągnięciu uprać je (ubranko oczywiście) w pralce. Nie próbowałam, ale każda rada jest na wagę złota.

Pamiętajcie o jednym - jeśli po pierwszym praniu plama nie zeszła i chcecie walczyć z nią nadal, to nie prasujcie jej, bo jeszcze ciężej będzie wam ją usunąć.

Jak już nic nie pomoże i załamujecie ręce, to polecam skorzystać z mojego pomysłu - małej przeróbki ;)
Na zdjęciach możecie zobaczyć poplamione body Lilki z którymi nie chciało mi się już walczyć i moją wersję przeróbki. Dzięki temu jeszcze trochę będziemy mogły ich używać. Pomalowałam je specjalną farbą do tkanin, ale jeśli sądzicie, że nie macie weny na to, to polecam też po prostu zakryć plamę naprasowanką lub przyszyć jakąś kreatywną łatkę.

Mam nadzieję, że od dziś staniecie się pogromcami plam! 
Czy macie swoje sprawdzone sposoby na plamy?

Pozdrawiamy i ściskamy!
Mama i Lili 











Brudne sprawy...

by on 10:01
Nie musisz być mamą żeby zrozumieć trud tego postu. Wystarczy, że jesteś kobietą. Nie chcę tutaj ubliżyć panom, ale myślę,  że ten probl...



Wiosna wiosną, ale nie ma co szaleć.. Na początku zachęciła nas pogodą, a teraz wieje chłodem ;)
Codziennie mamy nie lada wyzwanie w co ubrać Lili.. wychodzimy w kombinezonie, a wracamy w cienkiej kurtce.
Dziś przedstawiamy (nie) sportową stylizację. Szczerze Lila przypomina mi w niej gosposię, która robi porządki przed świętami. Jeszcze kilka lat i w tych porządkach będzie mi pomagać ;)

Jak wasze świąteczne przygotowania? Wszystko dopięte na ostatni guzik? bo u nas szaleństwo trwa i nie wiem czy do tych, ale do kolejnych świąt się wyrobimy ;)

Pozdrawiamy!
Mama i Lili









UBRANIA:
Body i spodnie: H&M
Sweter: ZARA
Opaska i buty: osiedlowy sklepik

(nie) na sportowo

by on 14:10
Wiosna wiosną, ale nie ma co szaleć.. Na początku zachęciła nas pogodą, a teraz wieje chłodem ;) Codziennie mamy nie lada wyzwanie w co...
Kochane,
jestem bardzo szczęśliwa, że powoli wasze grono tutaj i na naszych portalach społecznościowych się powiększa.
Dostaję od was też maile z różnymi zapytaniami i postanowiłam, że na te które się powtarzają będę mogła odpowiedzieć tutaj.

Ostatnio dostałam kilka zapytań o to czy polecam zestawy Velvet z La Millou. Moja odpowiedź będzie krótka: nie wiem, nie posiadam więc nie mam o nich zdania.

Przy kompletowaniu wyprawki dla mojej Lili długo szukałam odpowiedniej pościeli. Przy jej wyborze miałam dwa kryteria: 100% bawełny i wzór bajkowego lasu. Niby wymagania niewielkie, ale bardzo ciężko było mi znaleźć osobę, która posiadała wzór bajkowego lasu.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam bajkowy las od razu się w nim zakochałam i wiedziałam, że musi należeć do mojej córki - żeby miała kolorowe sny ;) Ciągle męczyłam Pana Tatę, że ma razem ze mną przeszukiwać internet żeby go dorwać.
Każdy wieczór szperałam w internecie i tak wyszperałam stronę popularnej Mamy Bubu.
W czasie mojego zamówienia byłam bardzo niezdecydowana jak uszyta ma być poszewka na kołdrę i zdałam się całkowicie na Mamę Bubu. Kobieta zna się na rzeczy. Poza tym jest bardzo miła i konkretna. Jeśli nie macie pomysłu na to jak chcecie żeby wyglądał zamówiony produkt, to polecam zdać się na jej estetykę i doświadczenie.

Kiedy przesyłka dotarła byłam zachwycona! wzorem, wykonaniem i tym, że w końcu miałam to, co chciałam.
Post nie jest w żaden sposób sponsorowany - pościel dla Lili zakupiłam jeszcze przed jej narodzinami, a wtedy też nie było tego bloga :)

Minęło 6 miesięcy, a ta pościel wciąż wygląda jak nowa - sami oceńcie na zdjęciach. Oczywiście używam jej na zmianę z inną, ale to nie zmienia faktu, że bawełna jest wysokiej klasy. Zamki są schowane i nie ma możliwości żeby powodowały dyskomfort dla Lili w czasie snu. Wszystko pięknie odszyte i łatwe to prasowania. Białe elementy nadal pozostały białe, bo nie farbuje w czasie prania.

Mama Bubu jest już na tyle popularna, że otworzyła swój sklep internetowy. Znajdziecie tam wkładki do wózków, zestawy pościeli, piękne kocyki i poduszki dla waszych maluchów!
Osobiście was zachęcam do skorzystania, bo my z całą pewnością skorzystamy ponownie!


Mamę Bubu znajdziecie na jej stronie internetowej KLIK
i Facebooku KLIK

A może ktoś z was już korzystał?

Pozdrawiamy i życzymy codziennie kolorowych snów!
Mama i Lili







Kolorowych snów

by on 10:18
Kochane, je stem bardzo szczęśliwa , że powoli wasze grono tutaj i na naszych portalach społecznościowych się powiększa. Dostaję od wa...
Pogoda, która zawitała do nas w miniony weekend zachęciła mnie do jakiejś stylizacji z krótkim rękawem.
Oczywiście nie szalałyśmy tak bardzo i Lili nie wyszła tak ubrana na dwór - na górę miała coś cieplejszego, bo kwietniowe słoneczko jeszcze lubi być zdradliwe.

Sport to zdrowie!

by on 10:02
Pogoda, która zawitała do nas w miniony weekend zachęciła mnie do jakiejś stylizacji z krótkim rękawem. Oczywiście nie szalałyśmy tak bar...
Wczoraj mieliśmy Prima Aprilis, a dziś obchodzimy Międzynarodowy Dzień Książki dla Dzieci.

W naszym tak bardzo zabieganym życiu często brakuje chwili żeby w spokoju przeczytać jakąś książkę. Natłok codziennych obowiązków sprawia, że w wolnych momentach przeglądamy Facebooka lub odsypiamy nieprzespane noce. 
W tej całej bieganinie znajdujemy jednak czas na zabawę z naszymi dziećmi, więc skorzystajmy z tej okazji i poczytajmy im książkę.

Czytanie tak samo jak przytulanie buduje więź między rodzicem a dzieckiem.
Naukowcy twierdzą również, że wzbudza w dziecku poczucie bezpieczeństwa.

Kiedy urodziła się Lili, cieszyłam się, że od teraz każdego dnia znajdę chwilę na jakąś książkę - i miałam tutaj na myśli książkę dla dzieci.
Początki nie były łatwe: czytałam jej o różnych porach - kiedy tylko była odrobinę wyciszona i niezbyt często udawało nam się przeczytać jakąś bajkę do końca, bo nie bardzo ją interesowała.

Z biegiem czasu Lila miała już swoje ulubione czytanki - rozróżniałam je po tym, że dość długo się na nich skupiała, a przy tych, których nie lubiła zwyczajnie płakała. 
Tym samym wyeliminowałyśmy bajkę o Leniu - zawsze przy jej czytaniu płakała. 

W naszym czytankowym życiu miałyśmy małą przerwę - kiedy to Lili znalazła w sobie potencjał gaworzenia i zwyczajnie przekrzykiwała moje nieudolne próby czytania.

Ciągle jednak szukałam sposobu żeby do tego czytania wrócić i udało się. Czytamy sobie po porannej toalecie i przed pójściem wieczorem spać. Dla nas to czytanie stanowi pewnego rodzaju rytuał przy którym coraz lepiej się bawimy. Czasami Lilę ciężko zaciekawić bajeczką - wtedy używamy pacynki i bajkę opowiada Pani sowa widoczna na zdjęciu.

Nie myście jednak, że jesteśmy ideałem wśród czytających rodziców - są dni, kiedy nie udaje nam się przeczytać bajki i nie robimy z tego wielkiej tragedii. Przede wszystkim nie czytamy na siłę - to ma sprawiać przyjemność zarówno nam jak i jej.

Dlaczego jednak powinniśmy czytać naszym dzieciakom:
- rozwijamy ich wyobraźnię,
- spędzamy z nimi miło czas,
- odciągamy od oglądania telewizji i grania w gry,
- ćwiczymy pamięć,
- poprawiamy koncentrację,
- uczymy myślenia,
- uczymy odróżniać dobro od zła,
- wspieramy ich rozwój psychiczny,
- rozwijamy ich słownictwo.

Nie zapominajmy też, że czytanie może stanowić formę świetnej zabawy. To od nas zależy czy uda nam się zaciekawić dziecko. To też taka forma sprawdzenia własnej kreatywności. Budujmy więzi na mocnych fundamentach.

Czytajmy naszym pociechom. Nie tylko dziś, nie tylko jutro. Zróbmy z tego rytuał i świetną zabawę.

A czy wasze pociechy lubią słuchać bajek? Czy może ze starszymi dziećmi zamieniacie się rolami i to wy jesteście słuchaczami?

Pozdrawiamy i przesyłamy uśmiechy!
Mama i Lili






Mamo, Tato poczytaj mi!

by on 10:57
Wczoraj mieliśmy Prima Aprilis, a dziś obchodzimy Międzynarodowy Dzień Książki dla Dzieci. W naszym tak bardzo zabieganym życiu często ...

 Dziś wyjątkowo zdecydowałam się na ten wpis, bo właśnie dziś mamy swoje pierwsze małe święto.

Dokładnie sześć miesięcy temu moje życie zmieniło się nie do poznania - tak jak mieszkania w programach TVNu.
O 16:36 na świt przyszła moja córka, dla której powstał ten blog.

Przed narodzinami Lili nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo zmieni się moje życie po jej przyjściu na świat. Wiedziałam, że zmiany nastąpią, ale nie byłam świadoma jak wielkie. Teraz mogę śmiało powiedzieć, że te wszystkie bajki o tym jaki człowiek chodzi zmęczony mając w domu bobasa możecie sobie wsadzić do kosza. Kiedy zaszłam w ciążę straszono mnie, że teraz już nie będzie imprez, siedzenia po nocach i dogadzania sobie. Guzik prawda. Może faktycznie ilość imprez mocno się ograniczyła, ale nie zrezygnowaliśmy z nich zupełnie. Siedzenie w nocy jest i to nawet w ilości większej niż dotychczas, a zakupów dla siebie nie potrafię sobie odmówić.

Działam dokładnie tak jak kiedyś - widuję się ze znajomymi, sprzątam w domu, gotuję obiady, a od czasu do czasu zdarzy mi się obejrzeć jakiś film. Do kosmetyczki też chodzę! Przecież nie mogę być zaniedbana, bo zadbana mama to szczęśliwa mama, a szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko.

Ten wpis początkowo miał wyglądać zupełnie inaczej. Planowałam porównać jak wyglądał mój dzień przed i po przyjściu Lili na świat, ale po co? Przecież każdy zdaje sobie sprawę z tego, że są one zupełnie różne.

Moje, chociaż dość krótkie macierzyństwo z całą pewnością uświadomiło mi, że bez snu też da się żyć.
Dzień diametralnie się zmienił, ale moim zdaniem zdecydowanie na plus. Więcej czasu spędzam na świeżym powietrzu, uczę się nowych piosenek z repertuaru, który dotychczas był mi obcy (piosenek dla dzieci), nabywam umiejętność kreatywnego myślenia np. w jaki sposób zająć Lili żeby obejrzeć cały odcinek serialu i napić się ciepłej kawy, nabywam umiejętności, które w przyszłości mogą zapewnić mi pracę w cyrku - bo przecież każdego dnia muszę robić z siebie klauna żeby moje dziecię się śmiało w głos. Swoją drogą z tym śmianiem się w głos, to taka dziwna sprawa, bo przy Panu Tacie Lila śmieje się w głos bez konieczności udawania klauna... hmm ;)

Jak każdego rodzica cieszą mnie wszystkie osiągnięcia mojej córki. Te większe i te mniejsze. Jej sukces jest moim i nigdy nie pozwolę jej czuć się choć odrobinę samotną.

Żal mi jedynie tego, że te dni tak szybko lecą. Pomimo miliona fotografii nie potrafię zatrzymać tego czasu żeby powoli się nim delektować. To niezwykłe jak moje szczęście szybko rośnie i jak bardzo się zmienia.

Przede mną ogromne wyzwanie wychowania nowego człowieka. Cieszę się, że ten zaszczyt spotkał właśnie mnie.

Tym razem pozdrawia tylko Mama, bo to dla Lili.





Magiczne sześć!

by on 09:49
  Dziś wyjątkowo zdecydowałam się na ten wpis, bo właśnie dziś mamy swoje pierwsze małe święto. Dokładnie sześć miesięcy temu moje życie ...
Dziś luźniejszy post - nasza kolejna stylizacja. 
Niestety modelka przychorowała i nie miała humoru na przymiarki ;)

Przede wszystkim przedstawiamy nasz ulubiony wiosenny dodatek - futrzaną kamizelkę.
Lili podoba się chyba tak samo jak mi, bo ciągle wyrywa z niej "kłaczki".

W naszych wiosennych stylizacjach nie może też zabraknąć cudownych opasek. Te, które widzicie na zdjęciu, to tylko niewielka ich część.
Jest ich tak dużo, że chwilowo leżą w pudełku. 
Może macie jakieś sprawdzone sposoby na ich przechowywanie żeby przy okazji cieszyły oko?

Pozdrawiamy!
Mama i Lili





Sukienka: ZARA
Kamizelka: ZARA
Rajstopki: osiedlowy sklepik
Buty: H&M
Opaski: głównie Aliexpress

29.03 W kratkę!

by on 09:32
Dziś luźniejszy post - nasza kolejna stylizacja.  Niestety modelka przychorowała i nie miała humoru na przymiarki ;) Przede wszystkim p...

Żyrafka Sophie cieszy się dużym zainteresowaniem wśród młodych mam, które chcą dla swoich pociech wszystkiego co najlepsze i najzdrowsze. Jest ona poniekąd wyznacznikiem nowoczesnego rodzicielstwa zgodnego z obecnymi trendami panującymi w sieci.

Ci, którzy już tym tematem się kiedyś zainteresowali, wiedzą, że nie należy ona do najtańszych gryzaków i właśnie to budzi wiele kontrowersji. 
Zacznijmy jednak od początku.

Kto to Sophie
Żyrafka Sophie, to gryzak, który ma pomóc naszym dzieciom przyjemnie przejść przez etap bolesnego ząbkowania. Pochodzi z pięknej Francji i jej tradycja sięga około 50 lat.

Skąd ten szał
Sophie jest wykonana z naturalnej gumy otrzymanej z drzewa gumowego Hevea, a jej cętki to nic innego jak barwnik spożywczy. Dzięki temu uważana jest za niezwykle EKO zabawkę.

Co obiecuje producent
Marketing Sophie jest niewyobrażalnie  pozytywny. Producent twierdzi, że stymuluje ona odpowiednio:
Wzrok - przyciągając jego uwagę do brązowych cętek znajdujących się na całej jej powierzchni.
Słuch - dzięki piszczałce, która znajduje się w jej wnętrzu.
Smak - jest zrobiona w 100% z naturalnej gumy i farby spożywczej.
Dotyk – przyjemna i delikatna w dotyku. Kształt jest idealny dla małych rączek.

MOJE FAKTY
Żyrafka kosztuje średnio około 70 zł co niestety nie sprzyja naszej kieszeni. Jeśli już ktoś decyduje się na jej zakup, to w większości na jakąś okazję. 
Sama kupiłam ją z ciekawości i też przyszłościowo na potrzeby tego postu ;)

Moim zdaniem stwierdzenia producenta, o których pisałam wyżej, nie są do końca trafne.
Wzrok - cętki nie są na tyle kontrastowe żeby nie wiadomo jak bardzo stymulowały wzrok mojej Lili. Mam wrażenie, że ona wcale nie zwróciła na nie uwagi. Taniej zainwestować       w karty kontrastowe.
Słuch - może nam trafił się felerny egzemplarz, ale nasza piszczałka nie zawsze działa poprawnie, a już na pewno nie działa, kiedy to Lili próbuje jej użyć. Trzeba do tego odrobiny sprytu.
Smak - z ciekawości spróbowałam i nie czuję żadnego smaku (nie wiem czego się spodziewałam).
Dotyk - tutaj się zgodzę - faktycznie zabawka jest miła w dotyku i łatwo złapać ją w małe rączki dziecka. Dzięki swojej długiej szyi zawsze jest w zasięgu ręki ;) Co też bardzo ważne jest lekka.

Czy Sophie to HIT czy jednak KIT
Pamiętajmy jednak, ze najważniejsza jest opinia dziecka, a tego w wieku mojej Lili ciężko o nią zapytać. 
Widzę, że chętnie się nią bawi. Lubi memłać jej uszy i nogi, ale czy to jej ulubiony gryzak? Myślę, że jeden z dwóch jej ulubionych, przy czym ten drugi kosztował 10zł, więc rozbieżność jest spora.
Faktura żyrafki sprawia, że łatwo przyczepiają się do niej jakieś drobne farfocle, co mnie bardzo denerwuje.

Gdybym miała jeszcze raz zadecydować o tym czy kupię Sophie czy nie, to bym jej jednak nie kupiła, bo te pozostałe 60zł mogłabym wydać na sporą paczkę pampersów. 
Lili przez brak Sophie nie rozwijałaby się gorzej ani nie byłaby poszkodowana. 
Jestem wręcz pewna, że tego braku by nie odczuła. 
Pamiętajcie jednak, że to wy zarządzacie swoimi finansami i wiecie, co najlepsze dla waszych dzieci. Ten post stanowi tylko moją opinię i nie był przez nikogo finansowany :)

A jak z Sophie u was? Macie? Polecacie czy żałujecie jej zakupu?

Pozdrawiamy ciepło wszystkich czytelników i zapraszamy po więcej.
Mama i Lili






Obsługiwane przez usługę Blogger.